poniedziałek, 6 kwietnia 2009

właśc. Trzciński Krzysztof

Dużo ostatnio słucham Komedy i coraz mocniej mi się kołacze po głowie taka myśl, mącąca nieco uroczysty nastrój 40. rocznicy odejścia artysty, że - on już dał nam z siebie wszystko, co miał najlepszego. Gdyby żył, wsiąkłby bez reszty w Hollywood, byłby dziś sławnym kompozytorem muzyki filmowej, pewnie z kilkoma Oscarami. Wiadomo - kasa z filmu jest bez porównania większa od tej, którą oferuje przemysł muzyczny. Ale ja tej na przykład jego muzyki do "Rosemary's Baby" to wręcz nie lubię.
PS. no ludzie, co to było w tym poście primaaprilisowym? podpowiem, że polskie, i że coś już tego artysty wcześniej udostępniałem...

Having been listening to Komeda a lot recently I get the feeling that the man, who btw died exactly 40 years ago, had already reached the pinnacle of his creativity. Were he alive, he would be an extremely successful Hollywood music score writer. The pay is soooo much better there. But, frankly, his music to "Rosemary's Baby", for instance, stands no comparison to his earlier works.

4 komentarze:

toller pisze...

No, nie wiem, może Przybielski?

mietek pisze...

niestety. proszę zakręcić kołem jeszcze raz.

Anonimowy pisze...

Czyżby Kurylewicz?

mietek pisze...

brawo! wygrał Pan talon na balon