wtorek, 31 maja 2011

Krzysztof Komeda - Nóż w wodzie (Knife in the water) EP


Muzyka też jest niezła (The music ain't bad either) - mp3, FLAC.

czwartek, 19 maja 2011

Co Swanko widziało


Jak chyba wszyscy już wiedzą, wtorkowy koncert Swans w Gdańsku się jednak nie odbył. Jest na ten temat już od groma dyskusji, najbardziej zdecydowane zdanie mają oczywiście ci, których tam w ogóle nie było. Ja przez parę chwil znajdowałem się niedaleko centrum wydarzeń, opiszę po prostu co widziałem.

Miałem na tym koncercie być bileterem, w końcu byłem człowiekiem od przynieś-wynieś-pozamiataj-i po angielsku pogadaj, którą to funkcję przyjąłem z dużą radością. Pod scenę dotarłem kilka godzin przed koncertem, nic nie zapowiadało katastrofy, tylko zwykłą rzeź niewiniątek (czyt. koncert Swansów). Trwały przygotowania do próby dźwięku, cały sprzęt i instrumenty były na scenie; za konsoletą zauważyłem nie kogo innego, a lidera zespołu Kombi z lat 80. Muzycy wyluzowani, Thor, basista i James Blackshaw w najlepsze żartują, gitarzysta Westberg (dużo wyższy niż się spodziewałem) spokojnie przespacerował się nad wodę, melancholijnie spojrzał w dal i zrobił kilka zdjęć swoją Zorką 5. Nawet Gira, kiedy udało mi się do niego podejść, zapytany o możliwość zrobienia z nim wywiadu, odparł - Z przyjemnością pogadam z Tobą po koncercie - z czymś w rodzaju uprzejmego uśmiechu na pociągłej facjacie.

Na miejsce koncertu wróciłem około dwudziestej, czyli dwie godziny, dwie ulewy i jedną tęczę później. Cały sprzęt został zapakowany do futerałów, muzycy szybko znosili go do swojego piętrowego autobusu z holenderską rejestracją. Tour menedżerka zespołu, energicznie gestykulując, mówiła: - Tu jest deszcz, nie możemy grać, powinien być w takim razie plan awaryjny, ale - tu zaczęła, nieco zbyt teatralnie jak na mój gust, mrugać oczami - gdzie jest plan awaryjny? Heloł! Nie ma planu awaryjnego! Jeśli znajdziecie nam klub, to zagramy, jak nie, to nie - i skierowała kroki w stronę wejścia do autobusu. Otworzyła zamkiem szyfrowym drzwi, dodała: -My mamy tutaj poważne wewnętrzne problemy, dużo większe niż to - wskazała na scenę niedoszłego show. Sprawnym ruchem zdążyła wziąć do środka dwie siatki mieszczące siedemnaście browarów (zamawiali 18, ale zdenerwowany organizator się w międzyczasie poczęstował) zanim drzwi się automatycznie zamknęły.
Muzycy nagle stali się nieuchwytni. Gitarzysta Hahn, poproszony po chwili o potwierdzenie słów menedżerki, cierpliwie zaczął tłumaczyć, że jak dojadą do klubu i się rozstawią, to zaczną o północy, wyjadą o czwartej, a jutro grają, cytując Omenęę Mensah, u Niemca i będą wykończeni i tu, i tu. Kontrakt, siła wyższa, napięty plan - sami rozumiecie.
Kilka razy wychodzi z autobusu sam Michael Gira, doklepuje kwestie kontraktowe z organizatorem. Zmęczonym tonem powtarza, że nie ma nic nikomu za złe, docenia nasz entuzjazm, ale nie zagrają. Organizator w tym momencie walczy już tylko o to, by Swansi nie wyjeżdżali od nas wkurwieni. Gira, zapytany czy może pójdą po prostu do klubu na piwo/kawę i pogaduchy, odpowiada: - Nieeee... ja po prostu chcę już jechać. Na chwilę uchyla oficjalną maskę, dodaje: Jestem wyczerpany...trzydzieści lat w trasie...
Jest to już tylko mój domysł i moja interpretacja, ale odniosłem wrażenie, jakby starał się wbrew wszystkiemu zachować spokój i bardzo uważał, aby niepotrzebnym słowem nikogo nie obrazić i nie potęgować jakiejś rzeczywiście pojebanej sytuacji, jaką mogli mieć u siebie. Paląc cygaro, kilka razy powiedział "God bless you", a kiedy mama organizatora powiedziała mu, że modliła się za ten koncert, smutno się uśmiechnął, ukłonił i pozdrowił ją znakiem krzyża. Stojąc blisko, nie dostrzegłem w tym żadnej ironii. Kiedy autobus ruszył, z tym samym smutnym uśmiechem pomachał do nas - i tyle.

środa, 18 maja 2011

Link
Słaby jestem z historii i nie wiem, czy w czasie gdy dokonywano tych nagrań Gruzja była państwem niepodległym, czy częścią imperium rus/sow. Nagrania za to kapitalne, może tylko chór z Kutaisi troszkę słabszy, ciekawe dlaczego. Chyba rzeczywiście kiedyś się po prostu żyło jakoś inaczej i to słychać w tej muzyce.

Having always been bad at history, I can't figure out whether at the time of making these recordings Georgia was an independent state or not. Excellent stuff all the way through, maybe with an inexplicable exception of the Kutaisi Choir.
I guess it can be heard here that years/aeons ago, life was simply different from what it is now.