Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gadki pana Mietka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gadki pana Mietka. Pokaż wszystkie posty

piątek, 7 lutego 2014

Wakacje pana Mietka: tryb zimowy.



No i ponadto nie zdążyłem zrobić zdjęcia smażalni "THE DORSZ".

niedziela, 20 stycznia 2013

Sylwester się udał.

The New Year's went great.

piątek, 19 października 2012

MediaFuck

Mój ulubiony serwis wymiany plików postanowił zaszczycić moją skromną osobę nie lada honorem: podobnie jak wielu wspaniałych blogerów, i ja zostałem uszczęśliwiony "zawieszeniem" jednego z moich kont, co prawda najstarszego, ale mieszczącego najwięcej plików. Na szczęście moje archiwalne płyty DVDR znalazły się akurat w szufladzie, do której miałem niedaleko. When the going gets tough, the tough Mietek gets going. Stare pliki, nowe kłopoty, ponadczasowe rozwiązanie. Słuchajcie mnie uważnie, bo nie będę powtarzać. W rytmie, jaki dyktować będą Wasze zapytania i moje widzimisię, wrzucać będę stare pliki na nowy serwis, który owszem pliki trzyma, ale linki do nich są aktualne chyba przez dwa tygodnie. Na próbę premiera Cukor Bila Smert - Selo.

My longtime favourite filehosting site has just decided to honour me, just as many a blogger exquisite before moi, with the suspension of my account. An old one, but hosting a lot of files. Luckily, the drawer with some of my archival DVDR disks was not the most difficult to find. Dearly beloved, new solution for old files: I'll be hosting them on a new storage site which generates links that are valid for two weeks only or so. Ask if you want something and hope for me being in the mood for uploading. Starting with Cukor bila Smert - Selo.

sobota, 31 marca 2012

Pomoc dla Amelii i jej rodziców.

Sumienie pana Mietka jest czarne jak winyl - po to właśnie, byście Wy na moim tle mogli zabłyszczeć. Wpisując w stosownym miejscu Waszego PITa
KRS 0000037904

16083 Amelia Sulik
przekażecie 1% swojego irytującego obciążenia podatkowego na konto, z którego pieniądze idą na leczenie i rehabilitację drugiego dziecka Pitera, (byłego) gitarzysty Wszystkich Wschodów Słońca, Guerniki Y Luno i, last but not least, Ewy Braun. Piter to wspaniały koleżka (choć wątpię, by moja rekomendacja coś znaczyła), a dziecko jest naprawdę chore. Na stronie pomozamelce.pl można się zapoznać ze szczegółami - na przykład z numerem konta, na które możecie coś wpłacić, jeśli na PITa za późno.

niedziela, 18 grudnia 2011

Havel na Wawel.

Opowiadał mi to (chyba) naoczny świadek: w Knitting Factory w Nowym Jorku grał raz John Zorn z Masadą. Ich trudna i niezbyt głośna muzyka co i raz przegrywała z donośnymi dyskusjami, jakie w najlepsze prowadziły osoby zasiadające w loży. Wziął się Zorn wkurwił, przerwał koncert i kazał się im kurwa zamknąć i siedzieć cicho na dupie i słuchać albo wypierdalać z klubu. Mocno speszeni dyskutanci wybrali wariant pierwszy i dopiero po koncercie się Zorn dowiedział, że troje nieszczęśników nazywało się Lou Reed, Madeleine Albright i Vaclav Havel.

I guess I was told the following story by an eyewitness: John Zorn's Masada played once at Knitting Factory NYC. Their quiet and demanding music was time and again losing it to loud disputes led by the occupants of the box. Driven insane, Zorn interrupted the gig and told them to fuckin' shut up and sit on their fucking arses and listen, or to fuck off the venue. The poor things preferred to choose the first option and only after the gig did JZ find out who they were. And they were Lou Reed, Madeleine Albright and Vaclav Havel.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Wakacje pana Mietka mogłyby się nie kończyć.


Pomyśleć że są tacy, co wolą w góry.

piątek, 19 sierpnia 2011

Wakacje pana Mietka trwają.


Dumą Fromborka jest jego zachwycająca architektura.

sobota, 13 sierpnia 2011

Wakacje pana Mietka.


Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.

czwartek, 19 maja 2011

Co Swanko widziało


Jak chyba wszyscy już wiedzą, wtorkowy koncert Swans w Gdańsku się jednak nie odbył. Jest na ten temat już od groma dyskusji, najbardziej zdecydowane zdanie mają oczywiście ci, których tam w ogóle nie było. Ja przez parę chwil znajdowałem się niedaleko centrum wydarzeń, opiszę po prostu co widziałem.

Miałem na tym koncercie być bileterem, w końcu byłem człowiekiem od przynieś-wynieś-pozamiataj-i po angielsku pogadaj, którą to funkcję przyjąłem z dużą radością. Pod scenę dotarłem kilka godzin przed koncertem, nic nie zapowiadało katastrofy, tylko zwykłą rzeź niewiniątek (czyt. koncert Swansów). Trwały przygotowania do próby dźwięku, cały sprzęt i instrumenty były na scenie; za konsoletą zauważyłem nie kogo innego, a lidera zespołu Kombi z lat 80. Muzycy wyluzowani, Thor, basista i James Blackshaw w najlepsze żartują, gitarzysta Westberg (dużo wyższy niż się spodziewałem) spokojnie przespacerował się nad wodę, melancholijnie spojrzał w dal i zrobił kilka zdjęć swoją Zorką 5. Nawet Gira, kiedy udało mi się do niego podejść, zapytany o możliwość zrobienia z nim wywiadu, odparł - Z przyjemnością pogadam z Tobą po koncercie - z czymś w rodzaju uprzejmego uśmiechu na pociągłej facjacie.

Na miejsce koncertu wróciłem około dwudziestej, czyli dwie godziny, dwie ulewy i jedną tęczę później. Cały sprzęt został zapakowany do futerałów, muzycy szybko znosili go do swojego piętrowego autobusu z holenderską rejestracją. Tour menedżerka zespołu, energicznie gestykulując, mówiła: - Tu jest deszcz, nie możemy grać, powinien być w takim razie plan awaryjny, ale - tu zaczęła, nieco zbyt teatralnie jak na mój gust, mrugać oczami - gdzie jest plan awaryjny? Heloł! Nie ma planu awaryjnego! Jeśli znajdziecie nam klub, to zagramy, jak nie, to nie - i skierowała kroki w stronę wejścia do autobusu. Otworzyła zamkiem szyfrowym drzwi, dodała: -My mamy tutaj poważne wewnętrzne problemy, dużo większe niż to - wskazała na scenę niedoszłego show. Sprawnym ruchem zdążyła wziąć do środka dwie siatki mieszczące siedemnaście browarów (zamawiali 18, ale zdenerwowany organizator się w międzyczasie poczęstował) zanim drzwi się automatycznie zamknęły.
Muzycy nagle stali się nieuchwytni. Gitarzysta Hahn, poproszony po chwili o potwierdzenie słów menedżerki, cierpliwie zaczął tłumaczyć, że jak dojadą do klubu i się rozstawią, to zaczną o północy, wyjadą o czwartej, a jutro grają, cytując Omenęę Mensah, u Niemca i będą wykończeni i tu, i tu. Kontrakt, siła wyższa, napięty plan - sami rozumiecie.
Kilka razy wychodzi z autobusu sam Michael Gira, doklepuje kwestie kontraktowe z organizatorem. Zmęczonym tonem powtarza, że nie ma nic nikomu za złe, docenia nasz entuzjazm, ale nie zagrają. Organizator w tym momencie walczy już tylko o to, by Swansi nie wyjeżdżali od nas wkurwieni. Gira, zapytany czy może pójdą po prostu do klubu na piwo/kawę i pogaduchy, odpowiada: - Nieeee... ja po prostu chcę już jechać. Na chwilę uchyla oficjalną maskę, dodaje: Jestem wyczerpany...trzydzieści lat w trasie...
Jest to już tylko mój domysł i moja interpretacja, ale odniosłem wrażenie, jakby starał się wbrew wszystkiemu zachować spokój i bardzo uważał, aby niepotrzebnym słowem nikogo nie obrazić i nie potęgować jakiejś rzeczywiście pojebanej sytuacji, jaką mogli mieć u siebie. Paląc cygaro, kilka razy powiedział "God bless you", a kiedy mama organizatora powiedziała mu, że modliła się za ten koncert, smutno się uśmiechnął, ukłonił i pozdrowił ją znakiem krzyża. Stojąc blisko, nie dostrzegłem w tym żadnej ironii. Kiedy autobus ruszył, z tym samym smutnym uśmiechem pomachał do nas - i tyle.

niedziela, 4 lipca 2010

niedziela, 11 kwietnia 2010

Krzysztof Komeda - Po katastrofie

Łagodnie rzecz ujmując, nie byłem zwolennikiem śp. prezydenta, ale przecież nie tak, kurwa, miało być.
Zapytany jak sobie wyobraża szczęśliwe życie, odparł: "plaża i muzyka". Polubiłem go za te słowa.
Zdaje się był fanem Komedy, więc - ku pamięci.

sobota, 3 kwietnia 2010

Jest tam kto?

Słucha ktoś tego? Mam jeszcze dwa-trzy odcinki o Młynarskim, ale sam sobie "udostępniał" nie będę.

niedziela, 8 listopada 2009

Jacno

Hmmmm...Szkoda. Już tylu chłopców odeszło z naszego puebla:
http://alicerabbit.blogspot.com/2009/11/alice-news-jacno-is-dead.html
Też uwielbiam tę piosenkę (i teledyks)...

sobota, 7 listopada 2009

Gotowe na wszystko - 100 odcinek!

Jak dotąd nie opuściłem żadnego.
Zawsze byłem fanem Susan, ale w tej edycji jakoś się przepisałem na tą nową rudą:

sobota, 31 października 2009

Warszawski Zespół Perkusyjny - The Warsaw Percussion Group, LP, 1980

Jest kwiecień (albo marzec) 1987 roku. Mieczysławek, uczeń II klasy liceum, z dziewczynami radzi sobie - bądźmy szczerzy - słabo, ale za to w muzyce jest koneserem pełną gębą: zna i lubi Residentsów, Freda Fritha, Pere Ubu, Jamesa Blood Ulmera, zachwyca się muzyką etniczną, pilnie obsłuchuje wydębione od znajomych, potwornie zdarte winyle zupełnie wówczas niemodnego Grechuty (i Anawy bez Grechuty też). Kiedy więc w zapowiedziach telewizyjnych znajduje: "poniedziałek, 20:30, program 2 - audycja o minimal music", podskakuje z wrażenia. Program udało mu się obejrzeć do końca, mimo uwag rodzicieli w rodzaju "przecież to jakieś małpy tak robią, u-u-u-u-u-u, przecież to nie jest muzyka"; zakonotował pilnie w pamięci nazwiska dwóch czołowych przedstawicieli nurtu i z pasją wysłuchał fragmentu Drumming jednego z nich, wykonanego przez Warszawski Zespół Perkusyjny:







odrobinkę tylko rozpraszając się faktem, że perkusistka miała eleganckie szpilki i spódnicę przed kolana. Następnego dnia w pobliskim sklepie muzycznym Mieczysław znajduje płytę tej formacji z repertuarem, a jakże, współczesnym. Skromne kieszonkowe syna sklepowej (ale nie z tego sklepu, tylko ze spożywczaka) nie doznało szczególnego uszczerbku:

Na płycie nasz słuchacz nie znalazł niestety nic tak szaleńczego jak Steve Reich, ale wciągnęły go inne światy, nie mniej sugestywne. Kiedyś zrobi na kilku laskach wrażenie swoją erudycją, ale póki co, zostało mu to: mp3/v0 (68 Mb) albo FLAC(162 Mb).

I bought this LP in 1987, after I had watched this ensemble perform an excerpt from Drumming on Polish television. Nothing that revolutionary here, yet the album features creme de la creme of Polish 20th century composers. Don't miss it: mp3/v0 (68 Mb) or FLAC(162 Mb).

niedziela, 23 sierpnia 2009

Wakacyjne powtórki

Zauważyliście, że jedne seriale spokojnie da się oglądać w powtórkach, a innych już nie? I niekoniecznie działa tu tylko kryterium lepszy/gorszy, bo na przykład:
W labiryncie oglądać się da (pasjami...), a Klan to już flaki z olejem;
Seks w wielkim mieście nadal ciekawy, a Ally McBeal irytuje (potwornie);
no i z moich ulubionych: Gotowe na wszystko już tak nie podniecają za drugim razem, a Californication owszem.
Powtórka - naprawiony link do trzeciej płyty z Requiem Romana Maciejewskiego.

niedziela, 17 maja 2009

Jeszcze jeden-dwa posty i...

...nastąpi kilkutygodniowa przerwa w funkcjonowaniu bloga. Piszcie, komentujcie, macie może jakieś życzenia? Niebawem pierwsze urodziny bloga Pan Mietek, fajnie byłoby coś specjalnego z tej okazji zamieścić.
(Natomiast jeszcze jeden-dwa posty bez żadnych komentarzy z Waszej strony i w ogóle zlikwiduję bloga. Nikt nie słucha tego, co udostępniam? Co jest? Rongwrong - zero komentarzy, Kotoński - zero komentarzy na temat, unikalne nagrania Sikorskiego - zero komentarzy)
PS. no, "coś drgnęło w rajstopach".
polecam unikalnego Fausta tu: http://the-big-f.blogspot.com/2009/05/aust-what-really-happened-to-faust-peel.html

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

właśc. Trzciński Krzysztof

Dużo ostatnio słucham Komedy i coraz mocniej mi się kołacze po głowie taka myśl, mącąca nieco uroczysty nastrój 40. rocznicy odejścia artysty, że - on już dał nam z siebie wszystko, co miał najlepszego. Gdyby żył, wsiąkłby bez reszty w Hollywood, byłby dziś sławnym kompozytorem muzyki filmowej, pewnie z kilkoma Oscarami. Wiadomo - kasa z filmu jest bez porównania większa od tej, którą oferuje przemysł muzyczny. Ale ja tej na przykład jego muzyki do "Rosemary's Baby" to wręcz nie lubię.
PS. no ludzie, co to było w tym poście primaaprilisowym? podpowiem, że polskie, i że coś już tego artysty wcześniej udostępniałem...

Having been listening to Komeda a lot recently I get the feeling that the man, who btw died exactly 40 years ago, had already reached the pinnacle of his creativity. Were he alive, he would be an extremely successful Hollywood music score writer. The pay is soooo much better there. But, frankly, his music to "Rosemary's Baby", for instance, stands no comparison to his earlier works.

czwartek, 2 kwietnia 2009

Co jest?

Nikt nie zauważył, że jest prima aprilis?
No dobra; w poprzednim poście to oczywiście nie Mazol, ALE CO?

środa, 1 kwietnia 2009

Arhythmic Television - próba?, 1998?

Jeden z "arytmicznych" projektów Mazola. Nagrania z "Mózgu" z końca ubiegłej dekady. Ktokolwiek tu gra (ja nie wiem), szkoda, że nie było dane szerzej zaistnieć temu składowi. Tylko trzy numery, słaba jakość - RapidShare, 25 Mb.