sobota, 29 listopada 2008

Tomasz Sikorski - Na smyczki, Struny w ziemi, Holzwege

Trzy razy Sikorski - chyba wszystko znane, ale tym razem w formacie bezstratnym z płyt z Warszawską Jesienią. Rozwalający jest zwłaszcza "Na smyczki". Powinni to w zestawie z żyletką sprzedawać.
Proszę się częstować - Mediafire, 90 Mb.

I think all these compositions have already been posted on this blog before, but here I present you Holzwege, Strings in the Ground and the devastating For Strings in a lossless format - Mediafire, 90 Mb.

poniedziałek, 24 listopada 2008

Ewa Demarczyk - live 1964...

...z Opola, ale NIE z festiwalu.
Moi mili, jeszcze do niedawna (gdzieś tak do podłączenia internetu) miałem tak, że jak wstawałem w nocy na siku, to MUSIAŁEM pójść do kuchni i włączyć radio, bo akurat mogło coś fajnego lecieć. No i pewnego razu w 2000 albo 2001 roku ten nerwowy tik się opłacił - słyszę niepokojąco znajomy wokal śpiewający "nie je-e-e-e-e-stem głupia". Kaseta na szczęście się znalazła (co rzadkie w takich wypadkach, przyznacie); mało tego - nagrało się! Kilka utworów, wśród nich dwa niepublikowane, z zapowiedziami Skrzyneckiego. Naprawdę się wkurzyłem, kiedy usłyszałem zapowiedź wsteczną (też ją Wam wgrałem) - przeleciało mi chyba z 5 numerów, WSZYSTKIE nieznane. Ech, może będą gdzieś w internecie w 2025 roku...
Na razie cieszcie się tym, co jest - 21 minut, Mediafire, 54 Mb.

Demarczyk's unreleased 1964 live performance from a radio broadcast a couple of years ago. I pressed the Rec button only halfway through the broadcast, I do miss the whole thing as it contained 5 or 6 unknown songs. Here are only one and a half of them - plus a few already known ones.
Enjoy - Mediafire, 21 minutes.

niedziela, 23 listopada 2008

Neu! - 75

Jednak coś krautrockowego znajdzie się i tu. Nie wiem, czy to najlepsza płyta tego nurtu, ale na pewno najfajniejsza. Zespół Neu! wymyślił sobie, że będzie grał wszystko w jednakowym rytmie. Nagrał jedną taką płytę, potem drugą taką samą (w takiej samej okładce), a przy trzeciej płycie uznał, że trzeba coś zmienić i dokooptował do części nagrań jeszcze jednego perkusistę. Rytm się nie zmienił. Okładka też nie.
Taka najbardziej przystępna chyba z ich płyt to jest. Prawie disco momentami. Ale grają tak, że jak ich pierwszy raz usłyszałem, od razu przestałem lubić Stereolab - bo już było to samo, tylko lepiej.
Coś mi się zdaje, że obaj główni członkowie zespołu już nie żyją, a jeden z nich zmarł w tym roku. Skoro taką muzykę po sobie pozostawili, będzie im lżej na tamtym świecie. Nam na tym świecie też.
Proszę się częstować i cieszyć - Mediafire, 96 Mb.

Kazimierz Serocki - Pianophonie (1976-78)

I właśnie teraz przydałaby się jakaś dyskusja o muzyce.
To jeden z czołowych awangardzistów polskiej muzy lat 50. i później, i to jest jego ostatnie dzieło. Czy to brzmi jak skomponowane w słodkiej epoce gierkowskiej? Raczej nie. Przetworzone dźwięki fortepianu (na nim Szabolcs Esztenyi - przyjaciel naszego ulubieńca Sikorskiego), perkusja plus cała orkiestra, dużo energii, trochę nudy. A moze to ja się za mało wsłuchałem.
Przegrywane 15 lat temu ze zdartego winyla na kiepską kasetę - aż dziw, jak to dobrze słychać. Mediafire, 52 Mb.

Kazimierz Serocki - one of Penderecki's or Lutoslawski's peers. "Pianophonie" made for his last piece of work. Composed for amplified piano and orchestra, performed by Szabolcs Esztenyi (Tomasz Sikorski's close friend) and, erm, can't find my notes here, sorry.
Enjoy - Mediafire, 52 Mb.

Ewa Demarczyk - singiel, 1963

"Karuzela z Madonnami", "Taki pejzaż" i "Czarne anioły" w wersjach z pierwszego singla artystki. Jest to dostępne jako bonus na jednej z edycji pierwszego longa. Albo na winylu w miarę tanio na Allegro. Demarczyk wspominała, że późniejsze, longplejowe wersje tych piosenek są mniej udane. No to voila - Mediafire, 60 Mb.

Ewa Demarczyk's first 7" EP from 1963. All three songs appear on her 1967's LP as well, yet the singer herself considered these versions superior.
Enjoy - Mediafire, 60 Mb.

Gadka pana Mietka

No właśnie o to chodziło, moi mili. Ruszyło się z komentarzami, a wszystkie b. ciekawe. Mało tego, Vox okazał się być sporym hitem - ktoś to ściąga. W przeciwieństwie do Warszawskiej Jesieni 2008. Więc jak, wolicie tu ambitne rzeczy czy komerchę?
Dziękuję także anonimowemu komentatorowi za zaliczenie mojego skromnego bloga do pierwszej ligi - ja bym się w życiu nie równał z blogami Majeranka czy Piotra K.
Generalnie chyba dobrze odczytaliście moje intencje - słuchajmy (lub nie) muzyki nie dlatego, że ją umieszczamy w jakimś nurcie, tylko samą dla siebie.
Poza tym spoko, następne uploady będą w starym stylu. Szykuję też jeden wyjątkowo duży post z przepiękną muzyką - będzie przed świętami.
ps. Wiadomo Kto, co to jest? pierwszy numer brzmiał jak Dome, drugi jak Rongwrong, a trzeci jak "my z kolegą". czy to Ty z kolegą? i chcesz tą Fuszitsuszę?

piątek, 21 listopada 2008

Vox (1979), czyli zemsta mojej mamy

Jest gdzieś tak listopad 1980. Świeżo upieczony fan rocka, dziesięcioletni Miecio, zachodzi po szkole do empiku, gdzie na swoim ulubionym stoisku widzi jakieś zamieszanie - płyty rzucili. Wśród nich rzecz, na którą Miecio ostrzył ząbki - "Helicopters" Porter Band. Biegiem do domu po fundusze, a raczej dotację od mamy. Po drodze Mietek knuje chytry plan: "no tak, na płytę jakichś długowłosych narkomanów forsy nie dostanę. Powiem, że jest płyta Voxu - mama ich lubi, a jak wrócę, to powiem, że już wykupili".
No, plan się powiódł w 100%. Helicopters kupowałem sobie jeszcze kilka razy (zdzierał się winyl), aż parę lat temu nabyłem kompakt. I co ciekawe, mniej więcej w tym samym czasie kupiłem też - za całe 3 złote - tamten nieszczęsny Vox na cd. Co gorsza, moja mama się chyba zemściła za defraudację sprzed ćwierć wieku - spodobała mi się ta płyta.
Ten zespół jest ZBYT obciachowy, by załapać się na nostalgię za obciachem. Nie ma ich na składankach z serii Polish Funk (a trafił tam akompaniujący im Alex Band). Nie ma też hasła "Vox" w książce "333 popkulturowe rzeczy PRL", co uważam za poważny błąd tej publikacji (zwłaszcza, że jest tam Vondrackova). Myślę sobie, że zbiorowa pamięć dałaby radę ich przetrawić, gdyby byli homoseksualistami. A tak - co tu z nimi począć?
Płyta ma przede wszystkim zajebistą wartość kulturoznawczą. Posłuchajmy np. utworu "Ale Feeling" - flaki z olejem, ale była tam i wtedy publiczność, która się nim ekscytowała. Następna pieśń, "Masz w oczach dwa nieba" - "u u u uuuu", i już widzę te wszystkie Lucyny (Haliny, Krystyny) w sukienkach a la zasłona hotelowa i fryzurach a la Farah Fawcett, mięknące w ramionach restauracyjnych Borewiczów.
Kompozycje, myślę, zahaczają o nurt "outsider music" - te podróby Bee Gees były robione (zresztą dobrze) w świętej niewinności. Co z tego, że wspomniane "Dwa nieba" to zrzyna z "How Deep Is Your Love", a "Dopiero dziś" to wypisz wymaluj "Until". Rynkowski jako kompozytor w świetnej formie ("Lucy"). Teksty: pisali je np. P. Howil czy T. Rayer - ani chybi pseudonimy jakichś esbeków.
Pierwotnie chciałem zamieścić tylko repertuar oryginalnego LP, ale singlowe bonusy - Bananowy song i Dwa nieba w anglojęzycznych wersjach i dwa kowery Bee Gees (!!!) - mają tak cudownie koślawe tytuły, że nawet zespoły pop z Molvanii się chowają.
Proszę się częstować - Mediafire, 98 Mb.
hasło - panmietekblogspotcom

poniedziałek, 17 listopada 2008

Eugeniusz Rudnik - Collage (1965), Martwa natura z ptakiem, zegarem, strzelcem i panną (97)

Ująłeś mnie, Rajzbret, swoim komentarzem. Specjalnie z tej okazji dwa inne Rudniki z moich kaset: niby dzieli je wszystko, ale klimat ten sam - ciepły, swojski, absurdalny, jaki tam jeszcze.
Rudnik, nie kompozytor a inżynier dźwięku, w Collage'u wykorzystał m. in. przydźwięk ze wzmacniacza. (Znowu się Sonic Youth kłaniają, choć o tym nie wiedzą nic). A "Martwa natura..." brzmi bardzo podobnie do "Ptaków...", ale bardziej bagniście.
Zresztą sami usłyszycie - Mediafire, 34 Mb.
hasło (password) - skomentuj

Odzew

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze - stare i nowe. Jak powiedziałem, piszcie, cokolwiek myślicie.
Zawsze dyskutowałem ze znajomymi o rocku, także w jego awangardowej odmianie, natomiast jazz i (zwłaszcza) poważkę odkrywałem w dużej mierze na własną rękę. Chyba nie ma subkultur młodzieżowych, które chodzą bandami, piją wino i słuchają Pendereckiego. Zapraszam Was do właśnie takiej bandy (wino każdy we własnym zakresie).
Odbiór.
PS. Polecam też zajrzeć na moje inne blogi: The Big F i Decent Island. Tam po angielskiemu się staram pisać, bo one w sumie dla międzynarodowego czytelnika. Ale poradzicie se.

sobota, 15 listopada 2008

Hasło

Zależy mi na Waszych komentarzach.
Dziękuję za te, co są; piszcie! cokolwiek - podobało się, nie podobało się, jedno i drugie.
Od następnego posta wprowadzę hasło 'skomentuj'. Albo jakoś tak.

Krzysztof Komeda - Astigmatic, 1966

Jeśli jakimś cudem ktoś jeszcze nie zna, to niech jak najszybciej nadrobi. Trzy numery - Astigmatic, Svantetic i Kattorna. (Wiem, że powinienem padać na twarz przed kompozycją tytułową, ale mi się zawsze bardziej strona b podobała.)
Zgrywane z wersji CD sprzed kilku lat (NIE z tej niedawnej reedycji) - takie jakieś to brzmienie, nie wiem, ostre. Lepiej mi gra stary winyl na starym patefonie, słowo daję.
Radzę sobie kupić - Polskie Nagrania wydały niedawno winyla, nie jest super drogi. Choć mojej okazji chyba nie przebijecie - za swój egzemplarz dałem 5 złotych w komisie. Dużo szczęścia życzy kominiarz.
A póki co: Megaupload, 100 Mb.

For my ears, this is not the best sounding edition of this kick-ass classic which, surpisingly enough, was by and large the only proper LP from the Polish laryngologist-turned-jazz pianist/composer released during his lifetime. With reissues galore including a mid-00's vinyl pressing, let this be your entry point to a gone never to return world: Megaupload, 100 Mb.

Jerzy Milian Trio - Baazaar, 1969

Trio niesamowitego Miliana z Jackiem Bednarkiem na basie (i gidjaku, cokolwiek to jest) i Grzegorzem Gierłowskim na bębnach. Brakuje czegoś do pełni szczęścia? Mamy jeszcze Ewę Wanat na wokalu. (No, z obowiązku jeszcze wymieńmy flecistę Janusza Mycha).
Piękne brzmienia i klimaty, fryzury bombka, sukienki mini - wszystko, czego wymagam od jazzu.
DivShare, 70 Mb (mp3 320) albo DivShare, 172 Mb (ape).

Dzwony japońskich świątyń - Japanese Temple Bells

No to coś z zupełnie innej beczki. To nie muzyka. Płyta "Japanese Temple Bells 8-17th Century" zawiera, zgodnie z tytułem, nagrania dzwonów (niekiedy drewnianych) z japońskich świątyń. Ech, naprawdę powinienem był to dać na wiosnę.
Prawie godzina nie-muzyki. Ale za to relaksuje.
Mediafire, 80 Mb.

Warszawska Jesień, 2008

Ciągle mi się nie chce ripować obiecanych dawno płyt z WJ 2000 i 2001. Na kolejną pocieszkę dwa dobre numery z tegorocznego festiwalu. Młody (no, rocznik 71, rok młodszy ode mnie) kompozytor Wojciech Widłak i jego "Wziemięwzięcie" dedykowane ofiarom 11 września. Nie jest to najweselsza rzecz, ale brzmi pięknie (są tu organy). No i "Uaxactum" - kompozycja super klasyka Giacinto Scelsiego. Ta-ra - pierwszy raz na moim blogu nie-polska muzyka.
Proszę się częstować:
Wojciech Widłak - Wziemięwzięcie
Giacinto Scelsi - Uaxactum

piątek, 14 listopada 2008

Pan Witek - Gość z Atlantydy (2000)

To już drugi - po Lutosławskim - pan Witek na tym blogu. Najwybitniejszy polski reprezentant nurtu outsider music. Doskonałe połączenie umysłu z instrumentem, wspaniałe, acz momentami drastyczne, teksty, niesamowite techniki wokalne.
Kaseta z wytwórni Biodro; Wikipedia podaje, że jest też ce de, ale mi się wierzyć nie chce. Wykonano w trybie "na żywo, ale w studiu" (notabene nagrał to Maciej Cieślak); zdecydowałem się nie zaburzać dramaturgii performance'u i zgrałem do dwóch plików - A i B.
Strona A:
1. Spidi Gonzales - tłist egien
2. Kuantadamera
3. Koń na biegunach
4. To były piękne dni
5. Nie pijcie przed weselem
6. Noc poślubna
7. Mój koń nie mieści mi się w dłoń
8. Ela (a niech cię jasna cholera).

Strona B:
1. Ruiny Edenu
2. Ty odeszłaś tamtej nocy z tamtym panem
3. Mówili ludzie: nie wierz dziewczynie
4. Kiedyś zrozumiesz
5. Chcę ci dać
6. Idąc przez życie
7. Jestem kosmitą.

Młodszym słuchaczom należałoby wyjaśnić, że użyte w refrenie mojej ulubionej piosenki "Nie pijcie przed weselem" słowo "kobra" oznacza mniej więcej tyle, co "czwartkowy wieczorny seans kryminału w telewizji".
Proszę się częstować - Mediafire, 98 Mb.

Tomasz Sikorski - Homofonia (1968)

Przepraszam, że w taką pogodę Sikorskiego daję. Ale jest niezły. Rzecz sprzed 40 lat; miała to być, według zamysłu kompozytora, muzyka statyczna. Dziś oczywiście powiedzielibyśmy "ambient". (To jak: był jakiś postęp przez te 40 lat czy nie?) 11 minut i 11 sekund.
Nagrane z radia, bez redukcji szumów, na dobrej kasecie. Proszę się częstować: Mediafire, 19 Mb.

Włodzimierz Kotoński - Pełnia lata (1979)

Ponieważ, jak ostatnio przeczytałem, "Stirlitz nie lubił masowych rozstrzeliwań, ale odmówić jakoś nie wypadało", też polecę prawem serii i zaproponuję kilka staroci od razu.
Myślę, że połowa listopada to idealna pora na tę muzykę. Drugi numer z cyklu pana Kotońskiego o czterech porach roku - "Pełnia lata" na kameralny skład (na fortepianie Zygmunt Krauze tu gra) i taśmę. Od razu się słodko w okolicach serca robi. Nie, "słodko" to nie to słowo. Jakoś zapomniałem właściwego.
(drogi (droga?) @ro - dzięki za dwa numery Kotońskiego w komentarzach do Rudnika. On (Rudnik) pisał muzykę do filmów animowanych, ale chyba nie do Antoniszczaka, ale do Szczechury - to jego jest te żżżżu, żżżżu, żżżżu w "Podróży")
Nagranie z kasety, z radia, nawet specjalnie nie szumi. Dobrze słychać. Wydaje mi się, że mam gdzieś jeszcze "Muzykę wiosenną" z tej samej serii, ale jakoś nie mogę znaleźć.
Proszę się częstować - Mediafire, 34 Mb. 18 minut i 19 sekund błogostanu.

czwartek, 13 listopada 2008

Basspace - 1989

Tak żeby się przypomnieć, że jeszcze żyję.
Pan Mietek ma mało płyt (i bardzo kiepski gramofon, na którym szkoda kłaść wartościową płytę) i dlatego zgrywa z kaset.
Niniejsze nagrania to rzadkość nad rzadkości - zespół Basspace z roku chyba 1989, może wcześniej. To miała być ich trzecia płyta, ale oczywiście nic z tego nie wyszło i Witold Szczurek zaraz potem wyemigrował.
To są trzy numery tylko, nagrywane z radia, z baaardzo starej kasety (oczywiście mono - to znaczy, taśmociąg stereo, ale radio wtedy nadawało w mono!). Niezwykły skład zespołu: Henryk Gembalski - skrzypce, Maciej Strzelczyk - skrzypce, lider na kontrabasie i Kazimierz Jonkisz - bębny. Cytując Laskowika, "taka zbieranina", ale zgrani doskonale. A grają, hm, właściwie rocka. Jakby dwie gitary i sekcja. Pierwszy numer, nie wiem czemu, ale z Sonic Youth mi się kojarzy. Chyba przez te niby sprzężenia na skrzypcach. Dwa pozostałe - hity, aż się kurzy. Pamiętam, że Szczurek (podobnie jak Krzesimir Dębski) zachwycał się zespołem XTC.
Nie znam tytułów, wydaje mi się, że nr 3 to Fifteen Questions, które w całkiem innej wersji było na pierwszej płycie.
Proszę się częstować i cieszyć: nowy link.